Co się nam podobało?
W programach do "Jak się wam po-"doba" Szekspira w Teatrze Dramatycznym Warszawy są podani z nazwiska wszyscy aktorzy. Możemy także przeczytać, że autorką dowcipnej i bardzo umownej scenografii, która Las Ardeński ujmuje w postaci oranżerii z wypchanym ptactwem, jest Barbara Zawada, zaś za muzykę odpowiada Piotr Hertel. Jest także podane, choć mikrodrukiem znacznie mniejszym niż wymienionych i nawet asystentów reżysera, że tłumaczył arcydzieło Czesław Miłosz. Tylko nie ma nazwiska osobiście odpowiedzialnego za reżyserię i zamiast tego jest podana reżyseria zbiorowa. Skoro zaś są asystenci tej anonimowej zbiorowości, wygląda na to, że każdy do inscenizacji dorzucił co chciał, a cugle zbiorowego zaprzęgu przeszły w ręce dwu studentów kunsztu teatralnego, którzy zapewne są bardzo zdolni, lecz nie mogą mieć autorytetu u dwudziestokilku osobowej grupy wytrawnych artystów. Nie chcę zaglądać za kulisy i wdawać się w to, co stało się powodem niefirmowania reżyserii przez nikogo. Czy to było z góry założone, czy też ktoś się od odpowiedzialności wycofał, czy może nastąpiły rozterki koncepcyjne? Dość, że przedstawienie zamieniło się w garstkę popisów indywidualnych.
Nie zapomnimy kreacji Jadwigi Jankowskiej-Cieślak w roli Rozalindy, przy czym od razu warto zaznaczyć, że w scenach dworskich, w i stroju kobiecym nie wykracza poza wdzięczną umowność wraz z partnerką Joanną Pacuła w roli Celli. Natomiast w scenach w przebraniu męskim porywa inwencją. Jednocześnie bawi i wzrusza. Czesław Lasota w towarzystwie Piotra Skargi tworzą popisową parę paziów, podobnie jak znakomitą parę dworzan wygnanego księcia Andrzej Żarnecki z Wiesławem Gołasem. Jeszcze jedna para zachwyca, niestety, tylko skeczowym walorem w rozpełzającym się widowisku, mianowicie Janusz Gajos i Liliana Głąbczyńska jako błazen i wiejska dziewczyna. Pozostali mogli się zdobyć już tylko na numery ściśle solowe.
SZEKSPIR bywa karkołomny dla inscenizatorów. Krytykując kompozycję całości, krytyk musi niestety strzelać w tarcze bez twarzy, bo bezimienną, co czyni z tym większą (swobodą, że także nie dostał imiennego zaproszenia. Rozjaśniającym promieniem był świetny, pełnodźwięczny przekład Miłosza, który nic nie stracił na świeżości od coś czterdziestu lat jego dokonania.